Twórczość uczniów

***

  Było niedzielne popołudnie. Siedzieliśmy razem przy jednym stole. Nie zdarzało to się często. Prawie cała rodzina w komplecie.  Ja, mój młodszy brat, mama i dziadek. Taty nie było. Jak codziennie o tej porze musiał pracować. Nie przejmowałam się tym, bo zwykle i tak jadałam obiady w samotności. 

  Chociaż nigdy nie byłam całkowicie sama. Nawet teraz, na małym, interaktywnym ekranie wbudowanym w blat stołu, pisałam z kilkoma koleżankami. Maks- mój dziesięcioletni brat- zajmował się czymś na swoim ekranie po drugiej stronie stołu. Prawdopodobnie grał w jakąś grę. 

  Nagle mama zaśmiała się cicho przerywając panującą w jadalni ciszę. W uszy wetknięte miała bezprzewodowe słuchawki. Mogłam podejrzewać, że ogląda film. Co jakiś czas brała kęs potrawki z kurczaka, leżącej na jej talerzu.

  Spojrzałam na swoje jedzenie. Ledwo co spróbowałam makaronu z serem, z mojego talerza. Nie dlatego, że danie mi nie smakowało. Po prostu nie miałam czasu by pisać jednocześnie z koleżankami i jeść. Mój brat w ogóle nie był zainteresowany obiadem. Gra pochłonęła go całkowicie. 

  Jedyną osobą w pomieszczeniu, która nie korzystała z żadnego urządzenia był Antoni. Mój dziadek, spokojnie zjadał swoją porcję. Wzrok utkwiony miał w widoku za oknem. Przez przeszkloną ścianę, widać było wysokie wieżowce stojące w centrum. Ich wierzchołki tonęły w smogu, unoszącym się nad miastem niczym ciemna mgła. Nie było w tym nic interesującego, ale Antoni wcale nie podziwiał krajobrazu, ale patrzył przed siebie, pogrążony w myślach. 

  W pewnym momencie powiódł wzrokiem po domownikach. 

  - Może byśmy porozmawiali?- spytał. 

  Jego pytanie pozostało bez odpowiedzi. Maks spojrzał na niego półprzytomnie i po chwili powrócił do grania. Mama w ogóle nie zauważyła, że ktoś się odezwał. 

  Dziadek westchnął ciężko, powracając do jedzenia. 

  Zaczęłam zastanawiać się, jak to było za jego czasów. Czy domownicy rozmawiali przy stole? Tak po prostu, między sobą? Mnie wydawało się to nieco dziwne, ale też fascynujące. Postanowiłam pomóc dziadkowi. Możliwe, że narażałam się tym na szlaban, ale postanowiłam chociaż spróbować. 

  Zerknęłam na ekran. Moja koleżanka przez ostatnią minutę wypisywała: "Amy, jesteś tam???". Skrótowo odpisałam, że zaraz wracam. 

  Wstałam od stołu.

    - Ej!- krzyknął Maks, gdy jego ekran nagle zgasł.

  Mama wyjęła z uszu słuchawki, patrząc na mnie z mieszaniną irytacji i zdumienia.

  - Co ty robisz, Amy?- spytała.

  Zebrałam się na odwagę i z dłonią nadal na wyłączniku zasilania, powtórzyłam pytanie dziadka:

  - Może byśmy porozmawiali?- Dłoń nadal trzymałam na wyłączniku zasilania.

  - O co ci chodzi?!- oburzył się mój brat.

  - O rozmowę! Nigdy ze sobą nie rozmawiamy. Nie myśleliście o tym, aby choć raz między nami nie było takiej ciszy?

  - Mówisz jakbyś przeniosła się z zeszłego wieku- stwierdził.

  Zignorowałam jego uwagę. Mówiłam dalej:

  - W czasach dziadka, ludzie potrafili ze sobą normalnie rozmawiać. Nie chcielibyście sprawdzić jak to było?

  - Na pewno było nudno- mruknął Maks.

  Liczyłam na pomoc mamy, ale ona się nie odezwała. Dziadek ze spokojem obserwował rozwój wydarzeń.

  - Wolę grać- stwierdził brat i nim zdążyłam cokolwiek zrobić, podbiegł do mnie. Szybkim ruchem włączył zasilanie.

  Zadowolony wrócił do swojej gry, a ja z rezygnacją znowu zajęłam swoje miejsce.

  Mama spojrzała na swój ekran. Zerwała się z krzesła.

  - Muszę już jechać. Pilnie potrzebują mnie w pracy- powiedziała i niemal wybiegła z jadalni.

  Zaczęłam niechętnie skubać mój makaron z serem. 

  - Chciałam chociaż spróbować- powiedziałam cicho do dziadka. 

  Patrzył na mnie z dumą. Zdziwiło mnie to.

  - Chciałbym czasami wrócić do czasów swojego dzieciństwa. Wówczas nie było tej całej technologii, a ludzie mieli jeszcze choć chwilę na rozmowę ze sobą.

  - Też chciałabym zobaczyć jak to było. Myślę, że tamte czasy nie mogły być wcale gorsze od tych. Czemu tak się stało? Co spowodowało, że człowiek tak oddalił się od drugiego człowieka?

  - To nazywa się postępem- powiedział po chwili namysłu.- A postępu nie cofniesz, choćbyś chciała.

 

Klaudia Byczkiewicz, kl. III a Gimnazjum


Recenzja spektaklu pt. „Mayday”

 

Niedawno wybraliśmy się do Teatru Polskiego w Szczecinie na spektakl pt. „Mayday”. Autorem tej komedii jest Ray Cooney. Premiera odbyła się w sierpniu 1999 roku. Fantastyczną scenografię i kostiumy przygotował Jan Banucha, a muzykę Adam Opatowicz. Scena pomimo swojej prostoty przedstawiała dwa oddzielne mieszkania. W centrum sceny znajdowała się kanapa, po bokach stały fotele. Mieszkanie było podzielone na dwie części za pomocą dwóch różnych tapet.

 „Mayday” to historia pechowego taksówkarza-bigamisty, którego szczęśliwe życie u boku dwóch kobiet przerywa niespodziewany wypadek. Wszystko zaczyna się komplikować. Na pomoc taksówkarzowi przychodzi jego sąsiad.  W główną postać wcielił się Adam Dzieciniak (John Smith). Żony głównego bohatera zagrały: Katarzyna Bieschke – Wabich (Mary Smith) oraz Małgorzta Chryc – Filary (Barbara Smith). Najlepszego pzyjaciela Johna zagrał Michał Janicki (Stanley).

Atmosfera podczas spektaklu była bardzo zabawna i luźna, co chwile cała widownia śmiała się. Nastrój był pogodny.

Naszym zdaniem spektakl był interesujący i wciągający. Cały czas bylismy zaskoczeni nieoczekiwanymi zwrotami akcji i zachowniami bohaterów. Gra aktorska była na najwyższym poziomie. Był to pierwszy spektakl, na którym byliśmy i od razu się zachwyciliśmy. Spektlakl zakończył się bardzo zaskakująco. Morałem przedstawienia było powiedzienie: „Kłamstwo ma krótkie nogi”.

 

Oprawcowali:

Natalia Lis i Jakub Pajestka


W świecie kiczu

 

            Kicz- zjawisko, które z pewnością źle się kojarzy. Mówimy o nim często, od wielu lat. Warto jednak zadać podstawowe: Czym tak naprawdę jest kicz?

            Według definicji słownikowej to utwór o charakterze stereotypowym, utwierdzający utrwalone przekonania i wyobrażenia o świecie i sztuce. Dzieło takie może być nienaganne z punktu widzenia sprawności technicznej, jednak nie zachwyca...

            Z kiczem spotykamy się codziennie. Oglądamy kiczowate amerykańskie komedie i latynoskie telenowele, w których zawsze występuje jakaś biedna, miła dziewczyna i bogaty biznesmen, między którymi rodzi się uczucie. Jednakże, przez intrygi otoczenia nie mogą być szczęśliwi. W momencie, gdy wszystko wydaje się stracone, zdarza się cud, oszustwa wychodzą na światło dzienne, a zakochani są wolni od wszelkich problemów.

            Cały świat przejmuje pomysł na taki stereotypowy serial i, coraz częściej zdarza się, że widzimy podobnie produkcje u nas, w Polsce. Ludzie zaczynają wtedy wyobrażać sobie, że są serialowymi postaciami.

            Kiczowate mogą być również powieści, wydane na podobieństwo książek z prawdziwego zdarzenia, jednak naśladujące wspomniane seriale. W miękkich okładkach, lekkie zarówno w dosłownym znaczeniu tego słowa, jak i przenośnym. Mogą być dodatkiem do czasopism lub sprzedawane w kioskach za kilka złotych. Moim zdaniem, działania takie odbierają książce miano dzieła sztuki.

            Kiczem może być moda- bluzki z cekinami, spódnice w „panterkę”, białe buty- szpilki, nawet dodatki- sztuczna biżuteria. W kiczu kryje się się pewien fałsz- cyrkonie z plastiku nie mają połysku, a farba z podrobionych pereł ściera się zbyt szybko...

            Jednakże, to my, dorośli, dajemy pozwolenie na kicz, nie sprzeciwiając się jego istnieniu. Zawsze możemy to zmienić. Co innego dzieci, nasi najmłodsi obywatele. Wiadomo, że ich umysły są chłonne, a upodobania- takie jak u dorosłych. Chcą naśladować osoby z najbliższego otoczenia. Rodzice kupują pociechom zabawki, myśląc, że czynią dobrze. Nie widzą nic dziwnego w tym, że małe dziewczynki chcą być królewnami czy Kopciuszkami. A przecież to nie jest prawdziwy świat! Kopciuszek z baśni był bardzo nieszczęśliwy, a królewny i księżniczki- odgrodzone od zwykłych ludzi. O tym jednak media nie wspominają. Przemilczając wiele, osładzają rynek zabawkami w kolorze różowym, jakoby dziewczęcym. I tak kiczowata lalka Barbie z długimi, jasnymi włosami i niebieskimi oczami ma na sobie kiczowatą, różową suknię wprost idealną na królewski bal. Dziewczynki, widząc taki twór, marzą o innym, nierealnym świecie, ciesząc się z balów karnawałowych, na które można założyć plastikową koronę i różową suknię.

            Mali chłopcy zaś uwielbiają zabawkowe karabiny, którymi bawią się z kolegami w wojnę. W ten sposób utrwalają się stereotypy- delikatnej, wręcz słabej dziewczynki, pozującej na małą damę, dobrze wychowaną, niezdolną do aktów przemocy i chłopca- niesfornego, wojowniczego, któremu zawsze można wszystko wybaczyć, tylko dlatego, że należy do tej niespokojnej płci.

            Chociaż wielkie koncerny produkują zabawki utrwalające stereotypy i, poniekąd, kicz, rodzice powinni zapobiec temu szaleństwu, rozmawiając z dziećmi i tłumacząc, że nie wszystko jest takie, jak mówi telewizja.

            Podsumowując, bardzo łatwo nabrać się na otaczający nas kicz, który powoli wkrada się we wszystkie dziedziny naszego krótkiego życia, nie wnosząc w nie nic wartościowego. Być może, samo mówienie o tym, stało się typowe, wręcz „oklepane” i nie da się dodać nic więcej. Może poruszanie tego tematu jest już kiczem?

 

Róża Rudolf klasa IIIc


Ulubiony komiks mojego dzieciństwa

 

            Komiks. Opowiadanie tworzące narrację za pomocą co najmniej dwóch kadrów z rysunkami, zazwyczaj zaopatrzonych w teksty narratora. Jednak dla ich wielbicieli to coś więcej. Wciągające historie, wciąż żywi bohaterowie, których zna się na pamięć, świat żyjący własnym życiem.

            Jest wiele komiksów, ale moim ulubionym jest „Kajko i kokosz” Janusza Christy. Spotkałam się z nim po raz pierwszy w czasach szkoły podstawowej, kiedy zauważyłam stare egzemplarze w bibliotece szkolnej. Ta dwudziestowieczna seria zaciekawiła mnie od samego początku. Bohaterami są tytułowi Kajko i Kokosz, dwaj słowiańscy wojowie, mieszkający w grodzie kasztelana Mirmiła. Ich głównymi wrogami są Zbójcerze pod komendą Hegemona i jego zastępcy Kaprala. Warto zatrzymać się przy postaciach i przyjrzeć im się uważnie.

            Bohaterowie, jak to w komiksie, są nieco przerysowani. Kajko jest niskiego wzrostu, bardzo inteligentny i odważny. Uosobienie pozytywnych cech, pomimo pewnych wad. Jego najlepszy przyjaciel, Kokosz, potężny fizycznie, tchórzliwy, mniej błyskotliwy. Typowa para kolegów z kreskówek dla dzieci lub baśni. Właśnie przez to, od razu można ją polubić.

            W ogóle bohaterowie zostali upodobnieni do postaci znanych z historii, naszych wyobrażeń lub życia codziennego. Mirmił– kasztelan Mirmiłowa o długich rudych wąsach przypomina posturą i wyglądem Władysława Łokietka. Jest tradycyjnym przywódcą pełnym zalet, dbającym o swój lud. Jego żona, Lubawa, o wiele tęższa od niego, stara się wpływać na męża, wybijając mu z głowy niedorzeczne pomysły. Zdarza się, że straszy go wyprowadzką do swojej matki. Jak nietrudno zauważyć, Lubawa i Mirmił przypominają przeciętne współczesne małżeństwo, kochające się, pomimo różnicy charakterów.

            Wydarzenia komiksu rozgrywają się w czasach Słowian, w których gusła i czary zajmowały szczególne miejsce w życiu codziennym zwyczajnych ludzi. Występuje tam czarownica Jaga. Jest bardzo mądra i dysponuje tajemnymi mocami, między innymi lata na miotle i przygotowuje czarodziejskie eliksiry.

            Świat ten nie jest ani odrobinę przesłodzony, a przez to nierealny. Życie to nie bajka, nawet w komiksie. Jak w większości dzieł, znajduje się miejsce również dla negatywnych bohaterów. Należą do nich Zbójcerze– gromada wyglądających jak Krzyżacy rycerzy- rozbójników. Ich głównym celem zdobycie Mirmiłowa, jednak dzięki sprytowi jego mieszkańców, nigdy im się to nie udaje.             Najważniejszym Zbójcerzem jest Hegemon, piastujący stanowisko wodza. Jego imię pochodzi od słowa hegemonia, czyli przywództwo. Z natury władczy i przebiegły, rzadko się uśmiecha, a sen z powiek spędza mu problem potęgi mieszkańców Mirmiłowa, do których żywi nienawiść. Kapral to tak zwana prawa ręka Hegemona. Gdy nadarza się okazja, próbuje zdetronizować Hegemona. Stara się być dla niego przesadnie miły- nie ze względu na sympatię, lecz z wyrachowania i skłonności do podstępu. Bohaterem komicznym jest niewątpliwie Oferma- Zbójcerz o dobrotliwej naturze. Zawsze wybierany jako ochotnik do wykonywania niewdzięcznych zadań. To on często ma najlepsze pomysły, ale nikt go wtedy nie słucha. Wzorowany na Szwejku Jaroslava Haška.

            Pojawia się także motyw domowego zwierzęcia. Oczywiście, nie mógł być nim kot ani pies, ponieważ dawno temu podejście do nich było zupełnie inne niż dzisiaj. Dlatego autor stworzył Smoka Milusia– stworzenie, które wykluło się z jajka znalezionego w lesie przez Kajka i Kokosza. Panicznie boi się małych zwierzątek, gdy je widzi zieje ogniem. Ostatecznie dorasta, spotyka smoczycę i razem z nią odfruwa do krainy smoków.

            Seria komiksów o Kajku i Kokoszu pod wieloma względami przypomina francuskie komiksy o Asteriksie i Obeliksie. Niektórzy stawiali zarzuty o plagiat po obu stronach, jednak, prawda, jakakolwiek by nie była, nie wpływa na walory dzieła. Ważne jest podobieństwo do prawdziwych ludzi, które, w połączeniu z uwspółcześnieniem historii wywołuje tylko pozytywne emocje. Każdy z nas może odnaleźć cząstkę siebie w którymś z bohaterów. Komiksem mogą zachwycić się nie tylko dzieci, które dopiero poznają świat, lecz także my, dorośli. W końcu prowadzimy niezbyt ekscytujące życie- szkoła lub praca, rodzina, rozrywki. Warto czasem sięgnąć po, swego rodzaju, pamiątkę z dzieciństwa, odświeżyć wspomnienia i zatopić się w świecie pełnym przygód...

 

Róża Rudolf klasa IIIc


Ekologia wśród nas.

 

Co się dzieje z naszą Ziemią?

Co się dzieje z naszym światem?

Że otaczająca nas przestrzeń

nie jest cudownym, pachnącym kwiatem.

 

Ginie ptactwo i zwierzęta.

Giną ryby, drzewa w lesie.

Nic nie robiąc, patrząc w niebo

nie czekajmy na to co nam los przyniesie.

 

Wszędzie śmieci, brudna woda.

Precz spaliny! Precz odpady!

Przecież nikt z nas tego nie chce.

Trzeba wprowadzić nowe zasady.

 

Posadzimy nowe drzewa,

aby ptaki radośnie ćwierkały.

Zasiejemy więcej trawy,

na której będą kwiaty pachniały.

 

Pozbieramy wszystkie śmieci:

puszki, plastik, szkło, kartony.

Nasza Ziemia będzie czysta

a każdy z nas będzie zadowolony.

 

Bierzcie się więc do pracy wszystkie lenie.

Aby nasza planetę ujrzało następne pokolenie!

 

Agata Tesarska IIIb

 


Golczewo, 6 kwietnia 2014r.

Kochana Ziemio!

 

            Piszę do Ciebie, bo chcę opowiedzieć Ci o sobie i podziękować za wszystko, co mi dajesz.

            Uczęszczam do klasy III gimnazjum. Od dziecka jestem zapalonym ekologiem. Nigdy nie wyrzucałam śmieci w nieodpowiednich miejscach, nie marnowałam jedzenia, nie niszczyłam przedmiotów codziennego użytku, ani nie pozwalałam tego robić innym. Nie bawiłam się włącznikiem światła, marnując przy tym tak kosztownie wyprodukowany prąd elektryczny. Powiem więcej: widząc, że w szkole robią to z nudów moi znajomi, zwracałam im uwagę jak rasowy nauczyciel. Oni zaś spoglądali na mnie wielkimi oczami, mówiąc: „No i dobrze, niech szkoła płaci”. Nie rozumieli, że tak naprawdę prawdziwą cenę za ich zabawę ponosi nie męczące ich zdaniem miejsce codziennej nauki, lecz właśnie nasze środowisko naturalne. Nieraz przez moje zamiłowanie do ekologii byłam nierozumiana, a nawet wyśmiewana, bo, „co tam, jakieś środowisko, kogo to obchodzi, trzeba myśleć o sobie”. Ja jednak nigdy nie popierałam egoizmu. W żadnej dziedzinie życia.

            W odróżnieniu od większości, unikam też konsumpcjonizmu. Nie kupuję rzeczy, których tak naprawdę nie potrzebuję, zwłaszcza, gdy mam w domu te naprawdę konieczne, takie jak kosmetyki, buty, ubrania, czy ozdoby. Zadowalam się małą ilością wszystkiego. Moje hasło brzmi: „Być, nie mieć”. Nie folguję sobie, kupując książki, które tak bardzo uwielbiam, ale wypożyczam je w bibliotekach. Jeśli mają podarte kartki, dodatkowo sklejam je taśmą klejącą, aby mogły posłużyć jeszcze innym pokoleniom. Daje mi to satysfakcję, zwłaszcza, iż podejrzewam, że pracownicy owych kulturalnych instytucji sami nie zrobiliby tego. Staram się nie wyrzucać, lecz naprawiać różne przedmioty. Co więcej, oszczędzam wodę wykonując codzienne zabiegi higieniczne. Nigdy nie piorę ubrań, jeśli bęben pralki nie jest pełen aż po brzegi.

            Ziemio, szczerze ubolewam, że dyrektorzy wielkich korporacji nie myślą w ten sposób. Kierują się pustą żądzą zysku, specjalnie tworząc produkty, które zepsują się po krótkim czasie, a ich naprawa nie będzie się opłacać. Klient będzie wtedy zmuszony pójść do sklepu i kupić nową rzecz. Dotyczy to sprzętów RTV i AGD, odzieży, produktów spożywczych, wszystkiego. Czytałam w gazecie, że pewna znana firma wypuszcza na rynek ketchup w opakowaniach, w których zostaje prawie 30% tego produktu! Jeśli nie rozetnie się twardej butli z plastiku, ta ogromna ilość się zmarnuje. To naprawdę oburzające, w czasach, gdy 1,2 mld ludzi żyje w skrajnym ubóstwie!Co pięć sekund na świecie z głodu umiera jedno dziecko. 20 tysięcy dziennie. A liczba głodujących na świecie wzrosła o 40 milionów w ciągu ostatniego roku - głosi najnowszy raport ONZ.

            Zarządcy korporacji nie myślą o zanieczyszczeniu środowiska, zatrutych glebach, eutrofizacji wód i śniętych rybach, o efekcie cieplarnianym i podnoszącym się poziomie wód, ginących zimnolubnych zwierzętach, a także o nas, ludziach. Chore środowisko to chorujący my. Przecież nikt nie chce cierpieć z powodu schorzeń układu oddechowego czy krwionośnego. Zdrowie mamy tylko jedno. Niestety, bardzo łatwo je stracić.

            Na koniec dziękuję Ci, Ziemio za to, że jesteś taka piękna. Niezmiernie cieszę się z tego, że mogę oglądać wschody i zachody słońca, spacerować po lesie, słuchać odgłosów przyrody, karmić ptaki nad jeziorem w mroźne, zimowe dni.

            Przepraszam za ludzi, którzy o Ciebie nie dbają. Obiecuję nadal myśleć o Tobie na każdym kroku i życzę, byś dalej była tak zaskakująca i wspaniała, żebyś potrafiła utrzymać stale

rozwijające się społeczeństwo. Społeczeństwo, które z pewnością nie jest wzorcowe.

 

 

 

Róża Rudolf klasa IIIc


 

List dla Ziemi

Golczewo.02.03.2014.

Droga Ziemio!

            Na wstępie pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.

           Chciałbym żebyś zawsze była piękna i czysta, więc opowiem Ci jak ludzie powinni o Ciebie dbać i jakie są źródła zanieczyszczeń.

           Ochrona powietrza przed zanieczyszczeniami to niełatwa rzecz dla ludzi. Jej przeszkodami są: częsta jazda  pojazdem spalinowym i palenie plastików itp. Żeby temu zapobiegać trzeba jeździć rowerem, rolkami itp.(nie pojazdami spalinowymi) ,nie palić tworzyw szkodliwych dla powietrza.

           Żeby zapobiegać spalaniu śmieci, trzeba je segregować. Nazywamy to recyklingiem. Jeśli tego nie robimy, wiele tych nieczystości jest palonych i wydostają się z nich szkodliwe substancje . Przedostają się one do atmosfery i stają się zagrożeniem dla Ciebie, a tym samym dla ludzi.

           Dorośli muszą dbać o ekologię i uczyć swoje dzieci o ochronie środowiska oraz przestrzegać tego, czego sami uczą.

           Ja staram się dbać o Ciebie, jak tylko potrafię.  Ale ja sam rady sobie nie dam. Mam nadzieję, że takich jak ja znajdzie się wielu. Razem możemy więcej.

           Kończąc, pozdrawiam Ciebie i Twoich mieszkańców. Życzę Ci wszystkiego, co najlepsze.

Twój mieszkaniec Tomek Guga


W obronie fantastyki

 

      Wojna, którą toczą od dawien dawna zwolennicy i przeciwnicy fantastyki, nigdy się nie rozstrzygnie. Wielbiciele książek powinni być tolerancyjni dla różnych gatunków literatury, bowiem każdy człowiek ma inne upodobania, zgodnie z maksymą „o gustach się nie dyskutuje”.

      Jeżeli chcemy czytać książki, to nieważne, po jaki gatunek sięgamy. Liczy się to, czy potrafimy dostrzec, jak wyjątkowym człowiekiem staje się czytelnik, gdyż „kto czyta książki, ten żyje podwójnie”.

      Niektórzy mają wielką niechęć do literatury fantastycznej. Imputują, że utwory te nie są podniosłe, czy pouczające, że nie nawiązują do tekstów poprzednich epok. Zarzucają fantastyce brak przesłania. Otóż nie zgadzam się z tym. Moim zdaniem piękno literatury polega na jej różnorodności. Nie każdy utwór musi nawiązywać do tekstów czy wydarzeń  z przeszłości, gdyż byłoby to monotonne! Postęp polega właśnie na odkrywaniu i wymyślaniu czegoś nowego. Każda dziedzina naszego życia rozwija się. Książki również ewaluują zgodnie z postępem czasu i nie powtarzają utartych schematów. Niesamowitość, która wysuwa się na pierwszy plan w fantastyce wcale nie przesłania uczuć. Wielu autorów popularnych utworów należących do fantastyki zwraca w swoich powieściach uwagę na niezwykłą rolę miłości i przyjaźni, które towarzyszą zarówno zwykłym ludziom jak i również niesamowitym postaciom.

      Nie mogę również przyznać racji osobom, które uważają, iż w fantastyce brakuje przesłania. Przecież te książki także pokazują, że pomimo wszech otaczającego zła warto być dobrym, dzielnym i odważnym. Ukazują też ogromne poświęcenie i wysiłek, prowadzące do osiągania wymarzonych celów. Myślę, że główne postaci utworów fantastycznych śmiało mogą być wzorcami do naśladowania. Mimo życia w innym świecie czy wymiarze dużo się od nas nie różnią. Oni także przeżywają przemiany charakteru i powroty do zdrowia. Każdy uważny czytelnik potrafi zauważyć ich odwagę i upór w walce z przeciwnościami.

      Sądzę, że prawdziwy miłośnik literatury fantastycznej potrafi zwrócić uwagę na piękno otoczenia, w którym żyje. To właśnie nasze środowisko jest „magiczne”. „Bo kto nigdy nie uwierzy w magię, nigdy jej nie znajdzie”. Możemy tak wiele przeżyć  i doświadczyć, jeżeli tylko nie boimy się swoich marzeń, bez których życie byłoby szare i smutne.

Magdalena Honkowicz

kl. III c


Fantastyka- czy prawda już nie zachwyca?

 

            Fantastyka. Co to oznacza? Czy chodzi tu o ogół wytworów naszej wyobraźni, części rzeczywistości zupełnie odmiennej od tej, znanej z nam z życia? A może jednak o banalne magiczne zjawiska i przedmioty?

            Przeciętny czytelnik słysząc słowo „fantastyka” wcale nie myśli o zjawach występujących często w podniosłych tekstach twórców poprzednich epok, odnoszących się do kultury

dawnych Słowian i chrześcijan, lecz o komercyjnych, dochodowych, lekkich do zrozumienia powieściach! W ostatnich latach cieszą się one niezwykłą popularnością, a ich twórcy z dnia na dzień stają się milionerami. Dlatego, że wymyślili coś, czego jeszcze nie było! Dawno temu przecież nikt nie słyszał o szkołach magii, czarodziejskich różdżkach, zdjęciach z gazet, które się poruszają, czy przedmiotach, w których ktoś ukrył cząstkę własnej duszy! Zasada jest prosta: im więcej magii i czarów, tym lepiej! Nawet istoty z ludowych opowieści uległy swoistej „ewolucji”. Co innego wiedźma Jaruha ze „Starej Baśni” Kraszewskiego, czarownica Horpyna z „Ogniem i mieczem” Sienkiewicza, bohaterki „Makbeta” Shakespeare'a, a co innego na przykład taki Harry Potter...

            Niesamowitość wysuwa się na pierwszy plan, przesłaniając to, co przez wieki pasjonowało czytelników, a mianowicie: uczucia i wydarzenia, które mogłyby się przydarzyć każdemu z nas. Zwyczajna przyjaźń, miłość, radość powodowana tylko i wyłącznie faktem życia wydaje się tracić blask! Nikt już nie chce czytać o powrotach do zdrowia, przemianach charakteru, przywróconej nadziei. Ludzie przestali lubić bohaterów pełnych zalet i książki o samych takich „egzemplarzach”, dające konkretny przykład, wzorzec postępowania. Przecież to zbyt przyziemne! Zbyt przewidywalne! Trzeba zerwać z ograniczeniami, popuścić wodze fantazji! To ich zdanie. A życie to nie kolorowa maskarada, jak śpiewała wybitna piosenkarka Anna German: „Człowieczy los nie jest bajką, ani snem. Człowieczy los jest zwyczajnym, szarym dniem”. Osobiście nie przepadam za współczesną fantastyką. Brakuje mi w niej przesłania.

            Moim zdaniem, fanatyczne uwielbienie dla fantastyki działa destruktywnie. Czytelnik po „wchłonięciu” tej całej magii przestaje dostrzegać uroki dnia codziennego. Myśli: „szkoda, że to nie może wydarzyć się naprawdę, byłoby tak pięknie, świat nie byłby taki nudny”. Prawda i realizm już nie zachwycają... Nikt nie ma ochoty podziwiać ptaka za oknem, bo przecież on nie przemówi nagle ludzkim głosem, jak stałoby się w pierwszej lepszej „lekturce”. Moim zdaniem przyziemność może ciekawić! Moc i piękno kryje się w prostocie! Trzeba tylko umieć to dostrzec... Niestety, osoby lubujące się w fantastyce często tego nie rozumieją, wybrzydzają, szukają nie wiadomo czego, nie uzyskując rezultatu. Gnuśnieją coraz bardziej, tak naprawdę, paradoksalnie, przez własny brak wyobraźni!

            Dlatego należy zachować umiar i zdrowy rozsądek. Przecież wszystko w nadmiarze szkodzi.  Po co marzyć o czymś, co niemożliwe i nieosiągalne, co nigdy się nie spełni? Po co zaprzątać sobie tym głowę, gdy mamy za oknami taki piękny świat, który zaskakuje nas na nowo każdego dnia?

Róża Rudolf, kl. III c

 


Dwaj bracia- dwa światy

 

            Dawnymi czasy, gdy nie istniał znany ludziom świat, żyły dwa smoki- bracia, którzy razem stworzyli i ukształtowali Ziemię.

            Dom starszego z nich, Masa, to rozległy, piaszczysty teren. Wysokie wydmy stanowiły ubogi krajobraz, a drogocenne diamenty mieniły się wszędzie. Nie istniało żadne źródło światła, prócz tych kamieni, posiadających własną energię.

            Młodszy smok, Tas, zamieszkiwał ziemię ognistą, gdzie kotliny były bardzo głębokie, wypełnione na dnie gęstą, wrzącą lawą. Dymiące wulkany i gejzery ogrzewały powietrze i krwistoczerwony piach. Niebo miało podobną barwę. Oprócz niego bytowały tam jedynie nieliczne grzechotniki.

            Pewnego dnia Mas zaczął rozmyślać. Dumał wiele godzin, aż wpadł mu do głowy genialny pomysł- stworzenie nowej planety. Wyruszył w podróż, mającą na celu znalezienie w kosmosie odpowiedniego miejsca.

            Gdy mu się to udało, z magicznego wora wyjął kawałek gliny zmieszanej z piaskiem. Uformował z niej małą bryłę przypominającą kulę. Słońce jeszcze nie istniało, więc temperatura była ekstremalnie niska. W takich warunkach twór zaczął rosnąć. Smok odsunął się. Kiedy kula osiągnęła ostateczne rozmiary, obsypał ją diamentami, szmaragdami, szafirami, rubinami i innymi szlachetnymi kamieniami. Miał ich pod dostatkiem, ponieważ na jego planecie znajdowały się ich niezliczone ilości. Zostały wchłonięte tuż pod powierzchnię planety. Mas zasmucił się. Żeby ją upiększyć, stworzył rośliny, lądy, słone morza, wielkie oceany, czyste rzeki, źródełka. Chciał, aby ktoś mógł tym wszystkim się cieszyć. Zionął ogniem. Z popiołu i sadzy powstały zwierzęta. Niestety, były za mało rozumne i nie odczuwały piękna otaczającego świata. W podobny sposób powołał więc do życia ludzi. Byli inteligentni i miłowali pokój, ład i harmonię.

            Szczęśliwy smok popatrzył na Ziemię, bo tak nazwał nową planetę. Przez chwilę myślał, że to idealny świat, ale mylił się. Zauważył usychające rośliny, zagubione zwierzęta i ludzi, zamarzającą wodę. Zrozumiał, że wszystko, co żyje, potrzebuje światła i ciepła. Stworzył ogromną, świetlistą kulę- Słońce. Istniał więc podział na dzień i noc. Aby po zapadnięciu zmroku nie było zupełnie ciemno, uformował księżyc, gwiazdy i inne ciała niebieskie. Jego dzieło było wreszcie kompletne.

            Bracia nie utrzymywali kontaktów od dawna. Różnili się charakterami, dlatego nie potrafili zgodnie żyć na jednej planecie. Tas był zły i przekorny, a co najgorsze, lubił sprawiać innym przykrość.

            Kiedy dowiedział się, że Mas stworzył planetę, pozazdrościł mu i postanowił uczynić to samo. Z zastygłej lawy ulepił kulę. Następnie zasadził trujące rośliny, wymyślił krwiożercze zwierzęta i złych ludzi. Świat ten był ponury, ciemny i demoniczny. Dumnemu z siebie Tasowi jednak to nie przeszkadzało. To moje dzieło- pomyślał z satysfakcją.

            Pewnego dnia gigantyczna asteroida uderzyła w jego planetę. Rozprysnęła się ona na miliony odłamków, które wyleciały w kosmos. Niektóre dotarły aż do Ziemi, a wraz z nimi źli ludzie. Od razu postanowili nią zawładnąć. Chcieli wymordować dobrych ludzi, więc rozpętali straszliwą, krwawą i długą wojnę. Nie szczędzili nikogo. Zginęło wiele dobrych osób, lecz nie ucierpiał prawie żaden zły. Konflikt zakończył dopiero rozejm.

            Od tej pory dwa gatunki ludzkie mieszkają razem na Ziemi. Wielu jest złych, egoistycznych, zawistnych, cieszących się z nieszczęść drugiego człowieka obłudników. Na szczęście są też dobrzy, choć nieliczni. Ci z kolei odczuwają empatię, chętnie dzielą się tym, co mają i nie odrzucają nikogo. Jeśli ich zabraknie, świat nie będzie ani trochę dobry. Stanie się piekłem na Ziemi.

Róża Rudolf, kl. III c

 


Społeczne kameleony a muzyczne upodobania

 

            Było słoneczne, sobotnie popołudnie. Złota polska jesień, jak co roku. Dziewczyna, znudzona spokojem tego dnia, jadła czekoladki, popijając je aromatyczną, owocową herbatą. Zaraz miała wychodzić, lecz usłyszała głośne stuknięcie drzw i- ktoś wszedł do środka.

- Czołem - przywitała się, jak zwykle wesoło, jej starsza o dwa lata kuzynka, z którą, od początku roku szkolnego chodziła również do szkoły. Właściwie jedyna, z którą miała kontakt.

- Ty? Tutaj? - niedowierzała dziewczyna. - Przecież w weekendy nie ma autobusu.

- Już jest- zaśmiała się kuzynka. - Właśnie zmienili rozkład jazdy. Teraz będę mogła częściej cię odwiedzać.

            Usiadła obok niej.

- Co tam zajadasz? Czekoladki? - jej roześmiane oczy zaiskrzyły. - Dawaj - to mówiąc poczęstowała się. - Pozwól, że powiem od razu: jest sprawa. Dowiedziałam się, że niedługo do Szczecina przyjeżdża Lady Pank.

- Naprawdę? - teraz to druga z nich się ożywiła.

- Oczywiście. Chcę pojechać na koncert, ale nie mam z kim. Moi znajomi nie przepadają za panami z tego zespołu, a mama pracuje tak daleko...

- Lubisz ich? - dziwiła się dziewczyna, która uwielbiała wspomniany zespół. Jednakże, w obawie przed niezrozumieniem, z którym w poprzedniej szkole miała do czynienia na każdym kroku, nikomu o tym nie mówiła. Niejeden gimnazjalista nauczył się postępować według pewnego rosyjskiego przysłowia: „Tisze jediesz, dalsze budiesz”. Chodziło po prostu o to, żeby nie rzucać się w oczy. W zamkniętej, często niezdrowej społeczności nieraz trzeba być jak kameleon.

- Tak, lubię od niedawna. Nie wiedziałaś?

- Nie.

- Ale podoba ci się ich muzyka?

- I to jak!

- Widzisz, mamy jeszcze jedną cechę wspólną! Jedziesz ze mną?

- Nie ma innej opcji!

            Dziewczyny z trudem kupiły bilety i, gdy nadszedł czas, wybrały się na koncert. Młodsza z nich przypuszczała, że nie spotkają zbyt wielu ludzi w ich wieku. Trudno się dziwić - myślała. W modzie jest Bieber, Kesha, Rihanna i One Direction. No, ewentualnie jakieś polskie „popowe” gwiazdy. Lista dość długa, ale niezbyt interesująca. Przynajmniej dla niej.

            Myliła się. Gdy były na miejscu, okazało się, że przybyli na muzyczne wydarzenie to w większości młodzież! Setki, tysiące rówieśników podzielających przekonania dziewczyny, która dotąd myślała, że jest wyjątkiem. Tłumy radosnych ludzi, czekających na wyjście idoli. Jednak nie jestem dziwna- pomyślała dziecinnie uradowana.

- Pamiętaj, nigdy więcej nie daj sobie wmówić, że prawdziwa klasyka jest gorsza- odezwała się kuzynka, jakby czytając jej myśli.

 

Róża Rudolf, kl. III c


Czy utwór Antoine'a de Saint- Exupery'ego „Mały Książę” jest wciąż aktualny?

 

            „Mały Książę” to najbardziej znany utwór francuskiego pisarza  Antoine'a de Saint- Exupery'ego, napisany w ubiegłym wieku. Porusza problematykę samotności i poszukiwania sensu życia. Czy ta powiastka filozoficzna jest wciąż aktualna?

            Moim zdaniem odpowiedź na to pytanie jest twierdząca. Jako pierwszy argument przytoczę kilka szczegółów dotyczących treści utworu. Nie wiadomo dokładnie, kiedy i gdzie rozgrywa się akcja. Bohaterowie także nie są bliżej znani. Te elementy sprawiają, że powiastka jest uniwersalna, czyli aktualna w każdym miejscu i czasie.

            Jako drugi argument ukażę podobieństwo postaci do prawdziwych ludzi. Mają te same wady i problemy- Pijak pije, bo chce zapomnieć, Geograf czuje się najmądrzejszym racjonalistą, Król pragnie rządzić, Próżny musi zostać doceniony, a Latarnik nie snuje refleksji na temat swojej pracy. Jeśli się zastanowić, każdy człowiek zna któregoś z nich lub zachowuje się podobnie. Po przeczytaniu „Małego Księcia” można zmienić w sobie coś na lepsze.

            Moim ostatnim argumentem potwierdzającym to, że opowieść o dociekliwym, złotowłosym chłopcu jest wciąż aktualna, będzie nieprzemijający temat przyjaźni. Mały Książę jej potrzebował, tak jak każdy z nas. Przyjaźnił się z Różą, pomimo tego, że nie potrafiła zapanować nad swoim egoizmem. Spędził cudowne chwile z Lisem, którego oswoił, oraz z narratorem, który go rozumiał. Zaznał prawdziwej przyjaźni, dającej siłę do życia. Po zapoznaniu się z jego historią czytelnik czuje w sercu nadzieję na to, że nawet w najtrudniejszych czasach może go spotkać coś dobrego.

            Niewątpliwie, „Mały Książę” jest wciąż aktualny. Wskazuje na to uniwersalizm elementów świata przedstawionego, a także podobieństwo postaci i problematyki do życia codziennego. Dzieci odczytują go jako ciekawą „bajkę na dobranoc”, dorośli zaś dochodzą do wniosku, że jest to opowieść o każdym z nas, która nie przemija z czasem.

 

Róża Rudolf, kl. III c


Buntowniczka

 

            Dlaczego to nastąpiło akurat teraz? Niesprawiedliwość (to pojęcie doskonale opisuje naszą sytuację). Spełniło się moje marzenie – najpierw studia dla projektantów mody, później staż w prestiżowym domu mody, a następnie moje własne atelier.

            Czy komuś to sprawia przyjemność? Może tak? Nie mam pojęcia. Odkąd ludzie nienawidzą kolorów i świata mody, czyli „nonkolore” (tak ich nazywamy), zniszczyli sporą część materiałów i barw, my – projektanci przeżywamy depresję. Świat jest smutny, szary  i czarny. Taki nijaki. Próbujemy z tym walczyć, lecz wszystkie kolory tak po prostu zniknęły!

            Tydzień temu poznałam Carę. Niezwykła osoba. Mimo tych mrocznych czasów szła ulicą uśmiechnięta i, co najważniejsze, miała we włosach czerwoną wstążkę. Czerwoną! To było coś. Ostra czerwień na tle nijakiego świata. Poczułam… Radość, tak, i ekscytację. Zagadałam (odważyłam się na to jako jedna z nielicznych, bo ludzie na widok tej barwy zaczęli uciekać i zamykać oczy). Tchórze!

            Ja, Cara, Donatella, Emanuele i Anja stworzyłyśmy niezwykłą ekipę „Love your style”, czyli po polsku „Kochaj swój styl”. Od tego momentu czuję, że żyję.

            Cudem zdobyłyśmy kolorowe tkaniny, buty, a nawet kosmetyki. Nasza ekipa powiększyła się o sporą liczbę osób – ludzi takich jak my. Buntownicy, tak, to nasze drugie imię.

            Boję się. Dziś wielki dzień. Wychodzimy na ulice strajkować przeciwko „nonkolorom”. Będziemy wszyscy tacy kolorowi!

            Otwierają się drzwi. Widzę wchodzącą Carę. Emanuje takim optymizmem. Ma na sobie śliczną sukienkę w azteckie wzorki. Na włosach kilka barwnych pasemek. Kolorowe powieki, paznokcie i usta wyglądają olśniewająco. Oczywiście buty i torebka świetnie pasują do jej stylizacji.

- Halo! Ziemia do Leny! Halo?

- Yyy… Tak, słyszę.

- To dobrze, przyniosłam Ci torebkę, popatrz jaka piękna! – powiedziała podając mi kopertówkę.

- Tak, jest wspaniała – odparłam.

- Dziś jest nasz wielki dzień. Odzyskamy wszystkie kolory, torebki i wymyślne kreacje! Nie poddamy się!

- Poddać się? To ostatnia rzecz, jaką zrobimy. Będziemy walczyć! – dodałam.

            Nagle wypowiadając te słowa, poczułam, jak w każdej komórce mojego ciała króluje radość. Mam o co walczyć. Już wiem, co to znaczy być buntownikiem.

 

Magdalena Honkowicz

kl. III c

 


Władza nie powinna lekceważyć nieba

 

            Władza towarzyszy ludzkości od początków pierwszych wspólnot. W plemionach rządzili najstarsi lub najsilniejsi. Z czasem rządy stawały się dziedziczne. Niezależnie jednak od przyczyny powołania, każdy, kto ma władzę, zmaga się z odwiecznym dylematem, a mianowicie: Jak rządzić?

Jest to problem moralności. Wielu przywódców myślało wyłącznie o sobie, niszcząc życie i przekonania innych ludzi. Nasuwa się stwierdzenie, będące jednocześnie słowami Anthonego de Mello: „Władza nie powinna lekceważyć nieba”.

            Zgadzam się z tą myślą. Moim pierwszym argumentem potwierdzającym słuszność cytatu jest przedstawienie sytuacji w dramacie antycznym wielkiego greckiego tragika Sofoklesa „Antygona”. Ówcześni Grecy wierzyli w wielu bogów, którzy nakazywali im grzebać zmarłych. Antygona, kierując się tym prawem, postanowiła pochować brata. Jednakże, zabronił tego władca Teb, jej wuj- Kreon. Był to człowiek uparty, szukający należytej zemsty na Polinejkesie, który zdradził ojczyznę. W swojej zatwardziałości przestał przestrzegać praw boskich i moralnych. Spotkała go za to kara- stracił szacunek poddanych, syna i żonę. Jego świat legł w gruzach.

            Jako drugi argument przytoczę totalitarny sposób rządzenia w wielu państwach, zwany komunizmem. Pomijając aspekty gospodarcze, miał pewną wadę- nakazywał ludziom popierać tylko jedną, poprawną według rządzących, ideę- ateizm. Działacze partyjni nie mogli mówić publicznie, że są wierzący, co się dla nich liczy. Nie było mile widziane, gdy chodzili do kościoła, brali katolickie śluby, chrzcili dzieci lub pozwalali im uczęszczać na lekcje religii. Niedziele wydawały się istnieć tylko po to, żeby propagować komunizm w czynie społecznym. Nie podobało się to wielu ludziom, w których narastał bunt i niezadowolenie. Nikt nie lubi, gdy ktoś wtrąca się w sferę jego prywatnych uczuć.

            Jako ostatni argument ukażę problem współczesnej Polski, a mianowicie- znieczulicę urzędników państwowych, w tym polityków. Ustalają przepisy, które są często absurdalne i krzywdzące, a społeczeństwo się z nimi nie zgadza. Jest bardzo dużo przykładów. Ubodzy tracą mieszkania i domy, przez co powiększają rzesze bezdomnych. Odbiera się dzieci rodzinom z problemami, które dałoby się rozwiązać w lepszy sposób. Czasem jedynym problemem w oczach państwa jest zbyt mały „metraż” miejsca zamieszkania. Nikt nie zwraca uwagi na najmłodszych, którzy zostają odizolowani od ludzi, których kochają. Nie liczą się uczucia, więzi rodzinne, tylko suche dane i statystyki. Państwo nie respektuje ani praw chrześcijańskich, chociaż w takim właśnie kraju żyjemy, ani moralnych.

            Słowa: „Władza nie powinna lekceważyć nieba” zawierają w sobie wielką mądrość. Wspomniana władza nie daje przyzwolenia na czynienie zła- wręcz przeciwnie. Doskonale obrazuje to pewne łacińskie powiedzenie: „Honos habet onus”- „Zaszczyt pociąga za sobą obowiązek”. Gdyby wszyscy rządzący o tym wiedzieli, z pewnością nie byłoby tylu problemów.

 

Róża Rudolf, kl. III c

 


"Żyjemy dłużej, ale mniej dokładnie i krótszymi zdaniami"

 

            Zwrot „współczesny świat” kojarzy się różnie. Dla jednych oznacza rozwój nauki, techniki i medycyny, równouprawnienie lub stałe polepszanie się standardów życia. Innym zaś przywodzi na myśl zjawiska negatywne, między innymi pośpiech, stres, pracoholizm, upadek norm moralnych. Można przeciwstawić na przysłowiowej szali zalety i wady współczesnego świata. Problematykę tę od dawna podejmowali wielcy artyści, na przykład rodzima pisarka- Wisława Szymborska. W swoim znanym utworze „Nieczytanie” poprzez podmiot liryczny stwierdza: „Żyjemy dłużej, ale mniej dokładnie i krótszymi zdaniami”. Czy można się z nią zgodzić?

            Moim zdaniem odpowiedź jest twierdząca. Jako pierwszy argument przytoczę życiorys pewnej kobiety. W młodości miała dużo szczęścia i objęła stanowisko, które zapewniło jej dobrobyt i szacunek niektórych osób. Niestety, były to tylko pozory, gdyż tak naprawdę pracowała nieuczciwie i w swojej niezwykle odpowiedzialnej pracy, która miała pomagać ludziom, krzywdziła ich i dobrze o tym wiedziała. Jej stronniczość i podporządkowanie się osobom, które umożliwiały zarobek większej ilości pieniędzy przy nieuczciwej pracy miało bardzo złe skutki. Ona jednak nie widziała w tym nic złego, nawet po latach, gdy przeszła na emeryturę. Żyła zdecydowanie dłużej od innych, ale „mniej dokładnie” i nie starczyło jej czasu na bycie dobrym.

            Jako drugi argument przytoczę przykład zubożenia  języka wśród młodych ludzi. Oni po prostu mówią „krótszymi zdaniami” i są z tego dumni. Gdy trafi się osoba, która ma bogate słownictwo i powie na przykład: „Ale monotonia...”, spojrzą na nią jak na kosmitę, bo nie powiedziała: „Ale nudy!”, najlepiej dodając kilka wulgaryzmów. Często nie rozumieją jej nawet dorośli, oczywiście ci, znajdujący się na poziomie umysłowym owej grupy znajomych. W każdych czasach bowiem inteligentów było zbyt mało, aby mogli czuć się zupełnie swobodnie. Niekiedy zdarza się, że, w celu niewyróżniania się od reszty społeczeństwa, specjalnie zubażają swoje słownictwo i nie rozmawiają na tematy, które ich pociągają, lecz dostosowują się do „wymagań” rozmówcy. Zachowują wyższe idee dla siebie i ukrywają je w swoim prywatnym, niedostępnym dla nikogo świecie myśli.

            Jako ostatni argument potwierdzający słuszność słów uczonej noblistki w dziedzinie literatury opowiem o sławnych ludziach nazywanych celebrytami. Niektórzy z nich są zupełnie „płytcy”. Chwalą się swoimi wysokimi zarobkami, dalekimi i licznymi podróżami, ale nie mówią, co im to daje. Mówią o sposobach spędzania wolnego czasu- o ulubionych programach telewizyjnych, chodzeniu na siłownię, do salonów odnowy biologicznej, ale kto słyszał, żeby opowiadali o ostatnio przeczytanej książce? Jeśli już tak się dzieje, to tylko dlatego, żeby pochwalić się nowym e- bookiem lub inną nowinką technologiczną. Bardzo często sławni ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że mogliby wykorzystać daną im przez media władzę do zmiany czegoś na lepsze w umysłach swoich wielbicieli.

            Dorosłe kobiety będące „na świeczniku” lubią publicznie mówić, że są matkami dzieci i poświęcają się ich wychowaniu, rodzinie lub prowadzeniu domu. Wypowiadają się w taki sposób, jakby miały na myśli gehennę lub chciały ukazać swoje „bohaterstwo”, a przecież czynności dnia codziennego powinny dawać pewien rodzaj radości każdemu człowiekowi, a nie go unieszczęśliwiać.

            Uważam, że Wisława Szymborska stwierdziła bardzo słusznie, mówiąc, że „Żyjemy dłużej, ale mniej dokładnie i krótszymi zdaniami”. Potwierdza to wiele przykładów. Niewątpliwie, „nasza” współczesność różni się od tej sprzed kilkudziesięciu lat. Musimy jednak umieć się w niej odnaleźć i nie zapomnieć o tym, co nadaje naszemu życiu prawdziwy sens i wartość.

 

Róża Rudolf, kl. III c


Nowe i stare...oczyma Róży

 

            Był pochmurny, jesienny poranek. Chłopiec właśnie wstał. Spojrzał na zegar: godzina dziewiąta. Miał ochotę jeszcze poleżeć, ale przez gorączkę czuł się bardzo źle i wiedział, że musi zjeść śniadanie i zażyć lekarstwa.

            Nabawił się grypy jeszcze w zeszłym tygodniu, praktycznie bez powodu. Po prostu, odporność czasami szwankowała.

            Rodziców nie było w domu. Wstali rano, a on tego nie słyszał. Miał całą przestrzeń dla siebie... Z cynicznym zadowoleniem pomyślał, że jego klasa ma akurat lekcję wychowania fizycznego, a jemu się ,,upiekło”.

            Po śniadaniu ubrał się i uczesał. Przejrzał się w lustrze. Miał okropne sińce pod oczami i bladą cerę. Policzki wyglądały na zapadnięte. Pomyślał, iż widać, że jest chory. Nie było ani śladu po wakacyjnej opaleniźnie.

            Wtem usłyszał głośne szarpnięcie za klamkę wejściowych drzwi. Od razu wiedział, kto przyszedł. Na świecie była chyba tylko jedna osoba, która nie pukała, chcąc wejść do jego domu.

- Dzień dobry, dziadku!-powitał go tradycyjnie.

- Cześć!-odpowiedział po prostu dziadek, zostawiając buty przed domem i wchodząc do środka.

            Chłopiec już przeczuwał, jakie pytanie zaraz padnie.

- A ty nie w szkole?

- Chory jestem.

- To niedobrze!- powiedział głośno dziadek.- Trzeba chodzić do szkoły.

- Mam grypę- na potwierdzenie tych słów pokazał termometr z widoczną temperaturą 38°C.

- To bardzo niedobrze- ciągnął dziadek.

- Dla mnie właśnie świetnie!- wybuchnął chłopiec na wspomnienie szkoły.- Mam dość tego miejsca i tych ludzi! Nikt mnie nie lubi, nikt ze mną nie rozmawia i nikt mnie nie szanuje!

-Opowiadasz- bagatelizował dziadek.

-Wcale nie!- gestykulował dość teatralnie wnuk.- Ostatnio pobrudzili mi kanapki, kiedy nie było mnie w szatni. Na w-fie jeden taki podał mi oplutą piłkę. Z tą lekcją to jest w ogóle straszna historia, bo nikt nie chce ze mną ćwiczyć i czasami muszę trenować z naszym nauczycielem. Wszystkim jest wtedy do śmiechu, a najbardziej chyba panu...

            Chłopiec zagryzł wargi.

- W każdej klasie jest ktoś taki jak ja. W niektórych nawet po kilka osób! A najdziwniejsze jest to, że większość z nich nie chce się trzymać razem z podobnymi sobie, tylko dalej dobijają się nawzajem. A jak było w twojej szkole?

- U nas nikt tak się nie zachowywał. Wszyscy ze sobą rozmawiali. Na przerwach bawiliśmy się na dworze. Jeździliśmy na wycieczki z koła geograficznego i było nam wesoło. Nie wiem, co to się teraz dzieje z tymi dziećmi...

- Naprawdę nie znałeś ani jednej odrzuconej osoby?- nie dowierzał wnuczek.

- Nie- stwierdził dziadek.

- To prawie niemożliwe.

            Chłopiec zastanowił się. Jego siedemdziesięcioletni dziadek rozpoczął naukę pod koniec lat czterdziestych ubiegłego wieku. Być może wtedy wszyscy byli zmęczeni wojną i potrzebowali innych ludzi. Nie to, co teraz...

- Wiesz, u nas tylko rozmawiają o komputerach, grach i telefonach komórkowych. Wszyscy chcą więcej i więcej. Nie widzą świata poza elektroniką.

- Może dlatego już nie potrzebują drugiego człowieka. Mają maszyny.

- Też tak myślę. Niektórzy mają chociaż rodzinę...- chłopiec spochmurniał jeszcze bardziej, przypomniawszy sobie, że jest jedynakiem z pewną liczbą krewnych, rozproszonych po dalekim świecie lub w pobliżu, ale zawistnych.

- Opowiedz o swoich wakacjach u dziadków- poprosił. Uwielbiał słuchać ciepłych i pogodnych wspomnień, tak bardzo różnych od jego własnych.

            I słuchał, jak przodek w dzieciństwie wyjeżdżał na wieś razem ze swoją starszą, opiekuńczą siostrą, jak latem wybierał miód z uli, on i jego liczne kuzynostwo. Usłyszał też o sierpniowych urodzinach babci, na które zjeżdżało się jeszcze więcej rodziny, jak wszyscy razem śpiewali, przypominając sobie swoje własne, kiedy to w ciszy dzielił niesmaczny tort między siebie, rodziców i dziadka. Słuchał opowieści o Bożym Narodzeniu- o ubieranej przez dzieci choince, kolędach przy akompaniamencie przedwojennego fortepianu, życzeniach i skromnych, ale cieszących prezentach. Tak, to prawda. Dziadek był od początku życia ubogi, ale szczęśliwy. Brak środków nie uniemożliwił mu ukończenia studiów i objęcia stanowiska.

- Widzisz, jak ten świat się zmienił?- zapytał chłopiec.

- Oczywiście- odpowiedział dziadek.- Pomyśl, co będzie, gdy dożyjesz moich lat.

- Aż strach myśleć...- stwierdził chłopiec.

 

Róża Rudolf, kl. III c

 


Nowe i stare... oczyma Magdy

 

            „Jesteśmy tylko ludźmi. Nie ma już nic.” Kaitlyn odłożyła długopis. Starannie złożyła kartkę i włożyła ją do koperty, którą wrzuciła do niebieskich płomieni w kominku. Wiedziała, że za kilka minut ktoś otrzyma wiadomość w przeszłości. Od paru dni starała się już nawiązać kontakt ze „starym światem”. Jak dotąd nikt nie odpisał. Co można jeszcze zrobić?

            Podeszła do okna. Spojrzała na ruiny świata, w którym kiedyś ludzie mogli być szczęśliwi.

            Drzewa były czarne i pokryte popiołem. Tak samo trawa, niegdyś zielona. Nawet słońce już od dawna nie wychodziło zza chmur.

            „I to ma być postęp?” Zadawała sobie to pytanie w myślach odkąd tu trafiła. Zemdlała w „starym świecie”, a obudziła się w „nowym”. Może to było jej przeznaczenie?

            Po wybuchu zginęło wielu ludzi. Nikt wtedy nie pomyślał, jakie mogą być skutki postępu cywilizacyjnego. Tu już nawet nie chodzi o zachowanie ludzi, ich relacje, ale o całą planetę, która może niedługo zniknąć. I dlatego tak to wszystko ma się skończyć? „Nie dopuszczę do tego” – przyrzekła sobie Kait. Wiedziała, że znajdzie jakieś wyjście.

            „Ludzie i ich maszyny wszystko zniszczyli – to teraz oni to naprawią!” – pomyślała.

Usiadła przy stoliku, wzięła kolejną kartkę i zaczęła pisać.

 

Londyn, 2992 rok

 

„Drodzy Ludzie!

 

            Opamiętajcie się! Jeżeli będziecie dalej pracować nad projektem maszyn – żołnierzy, to niedługo zniszczycie całą planetę i zginiecie.

            Nie pozwólcie, aby postęp, który ma Was rozwijać, zburzył wszystko, co stworzyliście.”

 

Ludzie z „nowego świata”

 

            Znów złożyła kartkę, wsadziła ją do koperty i ponownie wrzuciła list do płomieni.

Miała nadzieję, że ludzie okażą się silni i nie staną się marionetkami w rękach postępu cywilizacyjnego.

            Nagle w kominku zgasł ogień. Coś leżało w popiele. List. A jednak ktoś odpisał…

 

 

Magdalena Honkowicz, kl. III c

 


Odrobina poezji na jesienną słotę.

Słońce


I w złotej koronie wstaje
daleko.
I z swych promieni
najjaśniejszą rzeką.
I wędruje, wędruje swą
stałą drogą.
A chmury go kryją,
bo mogą.
A gdy już wieczór
strasznie się rumieni
i idzie dalej zwiedzać
kresy ziemi.

Jakub Szymanowski, kl. I c gimnazjum

 


Gdzie jesteś, Mały Książę?


 Dnia 17. Października 2013 roku, na lekcji języka polskiego, odbyło się przedstawienie. Prezentowało ono scenę śmierci Małego Księcia znanego nam z książki Antoine’a de Saint-Exupery’ego. Wystąpiły w nim uczennice klasy II a gimnazjum: Karolina Czerwonka, Katarzyna Klupa oraz Dominika Cienkuszewska.
 Wystąpienie zaczęło się sceną, gdy to Żmija (Dominika) przekonuje Małego Księcia (Karolina), iż może mu pomóc w powrocie na jego planetę. Główny bohater zgadza się i zostaje ukąszony przez węża. Żmija odchodząc syczy. Wtedy pojawia się Pilot (Kasia). Przyklęka przy siedzącym na podłodze Małym Księciu i przemawia do niego. Książę tłumaczy Pilotowi, że jego odejście nie jest prawdziwym nieszczęściem. Wówczas w tle zaczyna grać muzyka. Jest to piosenka w wykonaniu Kasi Sobczyk pt. „Mały Książę”. Pilot pojmuje sens odejścia przyjaciela i już tak się tym nie martwi. Zostaje z Małym Księciem do jego końca.
 Przedstawienie kończy się przy akompaniamencie muzyki. Dzięki przebraniom aktorek, rekwizytom i charakteryzacji, przedstawienie było naprawdę udane. Uczennice doskonale przygotowały występ, który na wszystkich zrobił duże wrażenie.
 Uwielbiamy takie lekcje języka polskiego!

Klaudia Byczkiewicz, uczennica klasy II a gimnazjum

GALERIA



Diogenes i Aleksander

 
Podobno kiedyś przybył do Diogenesa sam Aleksander Macedoński. Aleksander interesował się filozofią i tymi, którzy ją uprawiają. Niejedemu z nich dopomógł. Zabierał ich ze sobą na wyprawy wojenne. Zawsze któryś  z nich znajdował się przy nim, gdy odpoczywał po trudnych po trudach bitewnych. Wysłuchiwał ich rad, brał udział w ich dyskusjach. Słyszał również wiele o Diogenesie i bardzo go podziwiał. Gdy zjawił się w Atenach, przyszedł, aby go  poznać osobiście. [...]
Pierwszy odezwał się władca.
- Jestem Aleksander, Wielki Król - powiedział.
- A ja jestem Diogenes, pies - odrzekł filozof.
Taka odpowiedź musiała chyba urazić Aleksandra, a co najmniej bardzo go zdziwiła. Był przecież najpotężniejszym władcą Grecji, a ten człowiek najwidoczniej nic sobie z tego nie robił. [...]
- Czy mnie się boisz? - zapytał groźnie Aleksander.
- A czym ty jesteś? - odparł spokojnie Diogenes. - Czymś dobrym czy czymś złym?
- Czymś dobrym, oczywiście - odparł zaskoczony król.
- Czemuż więc miałbym się bać tego, co dobre?
Coraz bardziej podobał się królowi spokój Diogenesa i jego niewzruszone rozumowanie. Zapragnął mu w czymś dopomóc, jak wielu innym.
- Czy mogę coś dla ciebie zrobić? - spytał.
Diogenes odpowiedział:
- Odsuń się, bo zasłaniasz mi słońce.
Taka krótka rozmowa wywarła na Aleksandrze ogromne wrażenie. Podobno powiedział później ,,Gdybym nie był Aleksandrem, chciałbym być Diogenesem'.

Fragment książki "Podróż po historii filozofii. Starożytność"

 

    Na lekcji języka polskiego, odbyła się inscenizacja fragmentu tekstu pt. "Diogenes i  Aleksander". Do scenki zaangażowały się dziewczęta  z klasy II a gimnazjum: Karolina  Sznałbelt oraz Anna Kowalska. Uczennice były przebrane w długie, antyczne  szaty, tak jak nasi bohaterowie -  Diogenes i Aleksander. Zrobiły również piękne rekwizyty, takie jak: słońce i  beczka z papieru.
    Ku miłemu zaskoczeniu na wystąpienie przyszła Pani Dyrektor Aldona Kaczmarek. Była pod ogromnym wrażeniem. Cieszyła się, że na lekcjach języka ojczystego, nie tylko rozwiązujemy zadania, lecz bawimy się  również w teatr. Ania i Karolina, zostały nagrodzone ocenami celującymi,  których wszyscy serdecznie im gratulujemy.
 

Karolina Wrona, uczennica klasy II a gimnazjum

GALERIA



Z jak zazdrość, czyli malinowa śmierć


    Dnia 14. listopada 1013 roku odbyła się niecodzienna inscenizacja aktu 2, sceny 1  „Balladyny" Juliusza Słowackiego.
Udział w niej wzięły uczennice klasy III C:
• Magdalena Honkowicz - Balladyna
• Daria Dębowiczyk - Alina
• Amelia Zabłocka - Goplana
• Weronika Zielińska - Wierzba
    Uwagę przyciągały nietypowe i własnoręcznie przygotowane rekwizyty. Wystąpienie spotkało się z dużą aprobatą ze strony
uczniów oraz pani Agnieszki Katowicz-Stróż. Była to ciekawa i nietypowa lekcja języka polskiego, która z pewnością pozostanie
w naszej pamięci.
 

Justyna Katowicz, uczennica klasy IIIc gimnazjum 

GALERIA